RZYMSKOKATOLICKA PARAFIA NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
KRÓLOWEJ POLSKI w CZERNICY
__________________________________________________________________________________________________________________

Artykuły archiwalne Znaku Pokoju  -  068/2005  /  lipiec - sierpień

 
 

Kliknij w miniaturę okładki, aby przejść do dużego formatu


Spis streści:

- Na pielgrzymim szlaku

- Dziękujemy parafianom za wspólne przeżywanie Bożego Ciała
- Powrót do korzeni w czernickiej szkole
- Są wśród nas
- Moja ty ziemio rodzinna...

- Dziękujemy ! (sponsorom za Zieloną Szkołę)
- Zakład (część III)
- Upragniony puchar dla świetlicy
- Podręczniki do nauczania religii
- Tymi słowami wciąż kołataj
- Wakacje z komputerem
- Opisy do zdjęć
 

 

Na pielgrzymim szlaku

7-go czerwca nasza grupa Rycerstwa Niepokalanej wraz z opiekunem duchowym księdzem proboszczem Eugeniuszem Twardochem udała się na pielgrzymkę do Krakowa-Łagiewnik. Łagiewniki, miejsce do którego zmierzają pielgrzymi z całego świata związane jest z apostołką Bożego miłosierdzia św. Faustyną, która spędziła tam wiele lat życia tam umarła i tam znajdują się jej doczesne szczątki. W pobliżu kaplicy z cudownym obrazem Jezusa Miłosiernego i relikwiami św. Faustyny znajduje się nowopowstała Bazylika. Kamień węgielny został przywieziony z Golgoty i pobłogosławiony przez Ojca Św. Jana Pawła II w 1997 roku. Papież miał wtedy 77 lat. Na pamiątkę tego wydarzenia w pobliżu bazyliki wzniesiono 77 metrową wieżę, z której patrzyliśmy na cały Kraków. Konsekracja Świątyni z dokonaniem uroczystego aktu zawierzenia całego świata Bożemu miłosierdziu miała miejsce 17 sierpnia 2002 roku. Łagiewnickie sanktuarium jest światowym centrum kultu Miłosierdzia Bożego a rozbrzmiewające stąd przesłanie jest szczególnie potrzebne w dzisiejszych czasach, kiedy aż tak wiele osób jest zranionych, zagubionych i udręczonych bolesnymi doświadczeniami. Zwiedziliśmy cały teren, wszystkie budowle sakralne. O godz. 15-tej wraz z innymi pielgrzymami odmówiliśmy koronkę do miłosierdzia Bożego. O godz. 15.20 odbyła się msza św., którą koncelebrował także nasz ksiądz. W modlitwie powierzyliśmy Bogu wszystkie sprawy, które mieliśmy w sercu. Przywieźliśmy bagaże trosk i próśb w intencjach naszych i naszych bliskich. Szczególnie prosiliśmy o wiele łask dla młodziutkiej Rycerki Ewy przygniecionej bardzo ciężką chorobą. Miłosierny Bóg na jej ostatniej drodze postawił wspaniałych ludzi. Umocnieni w wierze, ufni, iż w Miłosierdziu Bożym świat znajduje pokój a ludzie szczęście.
Z towarzyszącą nam refleksją nad życiem, nad relacją do Boga i do drugiego człowieka ruszyliśmy w drogę powrotną. Przy okazji wstąpiliśmy do kościoła w Bujakowie. To tam stawiał swoje pierwsze kroki w życiu i pierwsze kroki do kapłaństwa nasz ksiądz Twardoch. W ciszy i skupieniu podziękowaliśmy Matce Boskiej Bujakowskiej za to że dała nam takiego proboszcza. To Ona wszczepiła w niego dobro i otwarcie na ludzi, jak też poczucie piękna i estetyki, Ona uczyniła z niego świętego i gospodarnego duszpasterza. Ksiądz króciutko opowiedział nam bogatą historię tamtejszej świątyni. Arcybiskup Damian Zimoń koronując Matkę Boską Bujakowską ogłosił ją patronką Środowiska Naturalnego. Przy tym kościele jest też piękny ogród botaniczny. Są tam przepiękne rzadko spotykane okazy kwiatów i krzewów. Niezliczone ilości lilii wodnych w różnych kolorach zachwyciły wszystkich swoim urokiem. Ogród ten przyciąga do siebie nie tylko wielbicieli przyrody, dając wszystkim spokój wytchnienie i wyciszenie. Pożegnaliśmy bujakowskiego księdza i ruszyliśmy zafascynowani dalej.

Droga minęła szybko. Wdzięczni za udaną pielgrzymkę, za jej zorganizowanie za wszystkie atrakcje, za otrzymane łaski chcemy gorąco podziękować naszej przewodniczącej pani Ewie Kowol, bo tylko dzięki niej  przebywaliśmy na pielgrzymim szlaku. Dziękujemy równie gorąco Proboszczowi za towarzyszenie nam, za modlitwy i za zaproszenie do jego maleńkiej ojczyzny. Przed nami wakacje. Czas wypraw bliższych i dalszych, czas odpoczynku. Zachęcamy więc do odwiedzenia Łagiewnik i przepięknej Bujakowskiej świątyni.

W imieniu Rycerstwa Niepokalanej
Krystyna Mandrysz

do spisu treści
 


 

Dziękujemy parafianom za wspólne przeżywanie Bożego Ciała

Święto Bożego Ciała nosi nazwę Uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. To jakby Wielki Czwartek przeniesiony na wiosenny (zazwyczaj czerwcowy) miesiąc, by spokojnie jeszcze raz przeżyć tajemnicę Mszy Świętej, po której następuje tradycyjna procesja ulicami. Jest ona wyrazem naszej wdzięczności za ustanowienie Najświętszego Sakramentu i za nieustanną obecność Chrystusa wśród nas. Gorąco dziękujemy rodzinom: Galbierz, Jaskuła, Piontek oraz Kieś za budowę ołtarzy na terenie swoich posesji, a także sąsiadom, krewnym i innym parafianom, którzy pomagali je wznosić. Dziękujemy także wszystkim za dekorację okien oraz, co najważniejsze, za czynny udział w procesji Bożego Ciała. Św. Paweł i św. Piotr mówią o naszym życiu, że jest drogą, dążeniem do ostatecznego celu. Wędrówkę naszą prowadzimy nie samotnie, lecz razem z innymi braćmi. Procesja jest właśnie obrazem tej rzeczywistości!

E.K.

do spisu treści
 


 

Powrót do korzeni w czernickiej szkole

W dobie fascynacji Unią Europejską i wszechogarniającego kosmopolityzmu raduje serce Ślązaków idea powrotu do korzeni. Rzecz jasna - korzeni naszej śląskiej tradycji, kultury i zwyczajów. Do tego typu działań należy organizowana od lat w Czernicy akcja pt. "Dzień Śląski". Prawie wszyscy uczniowie szkoły w Czernicy mają śląskie korzenie, dlatego szczególnie cieszą się, gdy mogą pochwalić się nimi na forum, prezentując swoje talenty wokalno - aktorskie, podczas obchodów Dnia Śląskiego. Godają po śląsku, tańczą nasze regionalne tańce, śpiewają śląskie pieśniczki. Tak też było 11 czerwca br.
7 Dzień Śląski w Czernicy odbył się w szkole. Składały się na niego dwie części: artystyczna i konkursowa. W pierwszej części, w całości prowadzonej gwarą, zobaczyliśmy dwa przedstawienia. Jedno było transkrypcją legendy o potworze Liczyrzepie i raciborskim księciu i nosiło tytuł "Jak księżniczka Liczyćwiklę ocyganiła" (przygotowała A. Tkocz), a drugie to historia śląskiego karlusa, który chciał się ożenić z biedną, ale uczciwą dziołchą (D. Fojcik). Widzowie zobaczyli także Harrego Pottera, który godo zamiast mówić, żeby sobie "pofurgać na mietle" (I. Witek). Bajtle czyli dzieci z klas I-III zaprezentowały śląskie wersje znanych wierszyków: "Paulek i Gustlik" ("Paweł i Gaweł"), "Hilary", "Rzepka" (I. Witek. I. Kwiatoń i G. Musiolik). Dodatkowymi atrakcjami były: pokaz mody śląskiej (I. Witek), występ kółka wokalnego z piosenkami gwarowymi (D. Fojcik), śląski walczyk (Z. Mrozek) i reklamy - oczywiście wygłaszane gwarą i reklamujące rodzime (czytaj : śląskie) towary, jak np. szkrobek (J. Hein i J. Szczygieł). Ponadto widzowie usłyszeli pełną wersję wierszyka "Downij na Śląsku" i gwarowy przekład "Lokomotywy" (A. Tkocz). W części artystycznej wystąpiło tak wielu uczniów, że nie sposób wszystkich wymienić, ale spisali się znakomicie i zasłużyli na duże oklaski.
Drugą część - konkursową otworzyły zmagania zaproszonych gości z tłumaczeniami tekstów śląskich na polskie. Mogliśmy przekonać się czy znają oni takie słówka jak: lojfer, klopsztanga, fojera czy fons. Wśród innych konkurencji były: kulanie klusek (oczywiście z dziurką), wałkowanie makaronu (żeby można było przez niego zaglądać), puszczanie bączków (nie tych po grochówce, ale takich dla maluchów) i kalambury z rysowaniem śląskich słów. Na koniec maluchy zaprezentowały śląskie wyliczanki. Kto jeszcze pamięta: "Ula cebula w galoty lula", albo "Gospodyni Magda sto pierogów zjadła. A jednego ostawiła, bo się nimi udławiła"? Konkursy przygotowały J. Hein, I. Paluch, E. Boczek, G. Musiolik, J. Szczygieł, B. Papierok.

W międzyczasie odbywały się zmagania sportowe: rzuty do celu, przeciąganie liny i bieg z piłeczką - nadzorowane przez A. Skupińskiego. Żeby nie opaść z sił można było się posilić przygotowanymi przez Radę Rodziców smakołykami - oczywiście z kuchni śląskiej np. kołoczem. Była też loteria. Och, jak cieszył się pewien pan, który z festynu odjechał na rowerze! Uczniowie z klas V i VI przygotowali bufet z paskudami: gofry, galaretki i truskawki ze śmietaną oraz soki.
Tego dnia czernicka szkoła wyglądała pięknie. Korytarze zakwitły kwiatami i zapełniły się motylami. Zaroiło się od prac uczniów o tematyce "Moja miejscowość w 4 porach roku". Na ławkach straszyły utopce wykonane przez dzieci na lekcjach plastyki. O ten piękny wystrój zadbali B. Budka, I. Witek, D. Budka i uczennica Natalia Kupczyk.

Dyrekcja szkoły oraz Rada Rodziców dziękują wszystkim sponsorom, którzy przyczynili się do zebrania funduszy na potrzeby szkolne, poświęcili swój czas, żeby pomoc w organizacji i przyszli zobaczyć popisy dzieci. Jednakże niewątpliwie największą atrakcją było przygotowane specjalnie na ten dzień otwarcie izby regionalnej o charakterze kuchni śląskiej. W starym budynku szkolnym jedną z sal udekorowano na kształt dawnej śląskiej warzkuchni. Mieszkańcy wsi chętnie dzielili się z organizatorami pamiątkami rodzinnymi i sprzętami wygrzebanymi na strychu o charakterze zabytkowym. Stare meble kuchenne, krzesła, stoły, ryczki, zastawa stołowa i garnki, półki i firanki oraz wiele, wiele innych mebli i sprzętów gospodarstwa domowego znalazło swoje miejsce. Mieszkańcy wsi oraz zaproszeni goście będą mogli od tej pory zwiedzać to miejsce przenoszące nas w przeszłość i ukazujące realia życia naszych dziadków. Nie będzie to jednak jedynie zakurzone muzeum! Będą tam odbywać się żywe lekcje prac ręcznych, historii itp. Pewnie niejedno muzeum regionalizmu pozazdrościłoby bogactwa zbiorów szkole w Czernicy!
 

 
 
 

Aleksandra Tkocz

do spisu treści
 


 

Są wśród nas

Przychodzą do kościoła wcześniej, by zająć miejsce w ławkach. Podczas mszy przesuwają paciorki różańca, przytępiony słuch nie pozwala im karmić się słowem, ale ich zachwyt serca z powodu uczestnictwa w eucharystii bywa nadzwyczaj głęboki. W kościele odnajdują sens życia swoją wiarę, nadzieję i miłość. Po mszy świętej zazwyczaj z kościoła wychodzą jako ostatni, jakby żal im było zostawić to miejsce, jakby szkoda im było rozstawać się z wyznaniową wspólnotą, wolnym krokiem opuszczają progi kościoła. Czasem przystają ze znajomymi, a potem podążają w pustkę swego mieszkania lub w samotność między swoimi, niby bliskimi, którzy nie potrafią zaakceptować ich starości, nieporadności, potrzeby troski. Odwiedzają często cmentarze, bo tutaj odkrywają, że więcej jest znajomych i przyjaciół aniżeli w rodzinie. Są starymi ludźmi u kresu drogi, jeszcze poruszają się, jeszcze coś załatwiają, jeszcze krzątają się wokół własnych spraw. Utrzymują się wciąż na powierzchni życia, ale bez szans, bez perspektywy, bez rozwoju. Ich najbliższe otoczenie zdaje się zapominać, że przecież nie tak dawno ten zgorzkniały i utrudzony życiem człowiek służył im całym sercem. Pielęgnował ułatwiał życie, chronił przed złem, oszczędzał, by dzieci mogły zdobyć wykształcenie, by wiodło im się lepiej, by zmierzały do sukcesu życiowego, zawodowego, towarzyskiego. W ich poczynaniach nie brakowało ogromnego samozaparcia i często zapominania o swoich potrzebach. Dzisiaj ci sami, naznaczeni wiekiem i chorobami, ludzie uginają się pod ciężarem niepowodzeń, jakie starość niesie ze sobą. Czują się opuszczeni, odtrąceni, niepotrzebni , wyeksploatowani, wykorzystani, zawadzający. Czasem bywają nieufni, podejrzliwi, gdyż wielu ich wykorzystało i oszukało. Wielu z nich skromność, duma i P9czucie własnej godności nie pozwalają na to, by upomnieć się o swoje, by poskarżyć się, by uronić łzę. Nie chcą być uciążliwi dla swego otoczenia, bywa, że usuwają się do domu starców, by nie obciążać dzieci, by nie przeszkadzać wnukom. Zmagają się w pojedynkę ze swoją starością z niedołęstwem, z niedowidzeniem, z niedosłyszeniem. Starość ogołociła ich z urody, z lotności, z wdzięku, ze sprawności fizycznej. Jednak ich serca noszą też potrzebę, aby być kochanym. Skrywając przed światem łzy zdają się na wolę boga, na szczęśliwe zrządzenia losu. Nie mają roszczeń, nie oczekują luksusów, ale pragną uczucia zainteresowania szacunku. W smutnych latach starości karmią się wspomnieniami, wyznaniami, które podejmowali, wspomnienia są ich osłodą codzienności. Pociechą dla nich jest fakt, że nie zmarnowali życia, że nie stracili talentów darowanych im przez Boga, że pomnożyli je w osobach swych dzieci i wnuków. W ich modlitwie słychać prośby o właściwe przeżywanie starości, o cierpliwość w znoszeniu swego uciążliwego wieku, o pokój, ufność ludziom, o przyjęcie ostatnich sakramentów, gdy trzeba będzie odejść, o to, by nie było z ich strony próżnych narzekań, złośliwości, niepokojących wspomnień, lęku i zwątpienia. Modlą się, by nie być ciężarem dla najbliższych, by cierpliwie znosić trudy późnej starości. Modlitwa osoby chorej:
"Nie moja a twoja wola niech się stanie, ty Boże wiesz, co jest dla mnie dobre, znasz moje cierpienie i wiesz, że je przyjmujemy jako zadanie, któremu mam podołać. Dodaj mi sił, bym mógł być dzielny w znoszeniu zadanego mi cierpienia, bym z godnością człowieka i chrześcijanina znosił to, z czym będę musiał się potykać. Ty znasz moje możliwości, mają słabość i wiem, że zadane mi cierpienia będą na moją miarę. Przychodzę do ciebie, bo tutaj znajduję siłę na kolejne dni, bo tutaj odczuwam ulgę w cierpieniu, bądź zawsze blisko mnie. Otrzyj łzę, gdy gorycz zagląda mi w oczy. Spraw, by moi bliscy nie cierpieli z mego powodu, bym swoją chorobą nie zabierał uroków otaczającego świata - dzieła twoich rąk".

Parafianka

do spisu treści
 


 

Moja ty ziemio rodzinna...

23 maja 2005 roku w SP nr 18 w Rybniku, pod patronatem Urzędu Marszałkowskiego Woj. Śląskiego w Katowicach, odbył się Regionalny Konkurs Wiedzy o Ziemi Śląskiej. Zaproszenie do wzięcia udziału w konkursie dotarło i do uczniów naszej szkoły. Chętni musieli wykazać się wiedzą z następujących tematów: środowiska przyrodniczo-geograficznego Ziemi Górnośląskiej, symboli województwa śląskiego, gospodarki, obszaru, turystyki i krajoznawstwa, przeszłości historycznej, tradycji, zwyczajów, obrzędów regionalnych i innych. Reprezentantami Szkoły Podstawowej w Czernicy byli: Aneta Papierok, Adrianna Tytko oraz Rafał Zdrzałek. Uczniowie przygotowali się pod okiem p. Hanny Mordeja. Z dumą można powiedzie, że wykazali się bardzo dobrą znajomością tematu i godnie reprezentowali naszą lokalną społeczność. Udało im się zdobyć prawie wszystkie najwyższe miejsca oraz cenne nagrody. Aneta Papierok zajęła I miejsce, Adrianna Tytko II miejsce, natomiast Rafał Zdrzałek V (ostatnie punktowane) miejsce konkursowe. Pozostali uczestnicy, a wszystkich biorących udział było 24, otrzymali w nagrodę: książki, dyplomy, słodycze i inne gadżety. Należy wspomnieć także o wspaniałej oprawie konkursu, począwszy od testów ręcznie malowanych przez p. Kazimierę Drewniok - śląską malarkę, po perfekcyjnie ułożony program oraz poczęstunek dla uczestników i opiekunów. Impreza dofinansowana była przez Starostwo Powiatowe, Urząd Miasta Rybnika oraz licznych sponsorów lokalnych.
Na koniec, jeszcze raz gratuluję uczniom za zdobycie tak zaszczytnych miejsc w konkursie i życzę, aby w nowym roku szkolnym, w szkole gimnazjalnej odnosili równie wielkie sukcesy.

Aneta Papierok - I miejsce

 

Adrianna Tytko - II miejsce

 

Rafał Zdrzałek - V miejsce

E.K.

do spisu treści
 


 

Dzień Matki

do spisu treści
 


 

Dziękujemy ! (sponsorom za Zieloną Szkołę)

Rodzice uczniów kl. III na ręce Państwa:

- Ganczarski S. - Zakład Rzeźniczy
- Choroba B. - Bar "Łukowianka"
- Kubek J. A. - Zakład Rzeźniczy
- Jonderko K. - Hurtownia Spożywcza
- Menżyk J. - sklep spożywczy
- Bluszcz A. - Bar "Maleńka"
- Grinspek P. E. - firma budowlana GRINSBUD
- Cyran M. D. - Zakład Stolarski
- Kubek G. R. - NZOS "SERVIMED"
- Szwedo E. - "Apteka pod Różami"

składają podziękowanie za wsparcie finansowe i rzeczowe dla dzieci wyjeżdżających na Zieloną Szkołę.

do spisu treści
 


 

Zakład
(część III)

Virchow przez cały tydzień przekonywał siebie, że sprawa zakładu z prostym młynarzem jest żartem rozdrażnionego i zmęczonego pracą człowieka, sprawą nie wartą namysłu. W gruncie rzeczy musiał jednak pod koniec tygodnia zarzucić swój ironiczny dystans i przyznać przed sobą, że treść zakładu zaprzątała go coraz bardziej, aż stała się prawie obsesyjna. Właściwie nie miał obowiązku ponownego przyjazdu do Czernicy, wszak byli jeszcze inni lekarze, lecz pod koniec tygodnia nie miał nawet cienia wątpliwości, że się tam wybierze. Wiedział, że będzie odwiedzał młyn Lorenza dopóki zakład nie zostanie rozstrzygnięty, nawet gdyby to miało opóźnić planowany wyjazd do Berlina.
W oznaczonym dniu Virchow zjawił się w młynie. Zaraza ciągle trwała. Największa izba budynku ciągle była wypełniona skurczonymi bólem ciałami. Śmierć zabrała z niej wszystkich tych, których tyfus był już zaawansowany lecz znowu ku radości Virchowa, dzięki jego lekarstwu poprawił się stan wszystkich tych, którzy zaczęli dopiero chorować, nadal cierpieli, ale Virchow już wiedział, że przeżyją. Z odurzenia radością wyrwał go Lorenz, którego zauważył kątem oka stojącego w drzwiach. Ich twarze spotkały się. Spojrzenie młynarza uderzyło w niego czymś, czego nie potrafił nazwać. Był w nim spokój, ale nie ten, który poznał ostatnio-matowy, ten był inny, błyszczał.
- Jak wasze dzieci Lorenzu? - zapytał z nutą smutku Virchow, spodziewając się najgorszego.
- Chodźcie zobaczyć odparł Lorenz i wprowadził gościa do drugiej izby. Oczom Virchowa ukazał się widok dwójki znanych sobie dzieci. Dziewczynka zaplątywała sznurek na rękach brata, po czym on delikatnie ściągał utworzoną w ten sposób pajęczynę i zakładał w zmienionej formie na swoich rękach. Zabawa nie miała końca i Virchowowi przypomniało się, że widział już wiele dzieci bawiących się w ten sposób na Górnym Śląsku. Chłopiec i dziewczynka byli tak pochłonięci swoim zajęciem, że nawet nie zauważali gościa. Lekarz nie mógł ukryć zdumienia. Usiadł na najbliższym nieco chybotliwym zydlu.
- Oni oboje Lorenzu powinni nie ... - przerwał chcąc oszczędzić dzieciom przykrości.
- Niech pan mówi swobodnie, one i tak nie znają niemieckiego- wyjaśnił Lorenz, wlewając lekarzowi ciepły płyn do stojącego na stole wypalonego w glinie kubka.
- Powinni już nie żyć, lekarstwo nie zadziałało do tej pory w zaawansowanym stadium choroby - ciągnął Virchow, popijając ostrożnie napar.
- Smaczne i rozgrzewa. Co to jest? - zapytał wskazując na kubek.
- Napar z owocu dzikiej róży - odrzekł zadowolony z reakcji gościa Lorenz.
- Może pan coś przeoczył - młynarz wrócił do przerwanego wątku może w niektórych okolicznościach może działać. Wierzę, że będzie panu dane znaleźć wyjaśnienie. Jest pan młody i wiele jeszcze lat przed panem. Chciałbym. Wszystko co mogę dla pana zrobić to życzyć mu tego. Nie potrafię okazać inaczej wdzięczności jaką panu zawsze będę winien za ocalenie życia mojemu synowi - ciągnął Lorenc, a ton jego głosu był jakby odbiciem wzroku, ciągle ten żywy spokój, wdzięczność ale bez uniżoności czy upokorzenia. Virchow zaczął się przyglądać młynarzowi jakby zobaczył go po raz pierwszy. Miał na sobie ten sam czarny kubrak co ostatnio i wysoko zapiętą, nieco wygniecioną, białą koszulę bez kołnierza.
- Zmieniliście się Lorenzu, nie potrafię was poznać - stwierdził po chwili milczenia lekarz.
- Pan też się zmieni, to niemożliwe, by dotyk niesamowitości nie odmienił człowieka. To prawda, jestem nieco innym człowiekiem niż ostatnio - Lorenz podszedł do pieca, pogłaskał dzieci po główkach i dołożył drew do pieca, po czym usiadł przy stole naprzeciw Virchowa. Odszukał myśl, którą na chwilę przerwał.
- Odkąd zauważyłem poprawę zdrowia moich dzieci myśli zaczęły krążyć po całym moim ciele, jakby szukały nowych miejsc i połączeń. Kłębiły się we mnie jak szukające gniazd jaskółki. Teraz siedzą na swoich miejscach i czyszczą pióra, dlatego mogę z panem rozmawiać. Dwa dni temu nie byłbym w stanie.
- Być może mnie to czeka, być może - powiedział Virchow.
- Twój Bóg cię wysłuchał - dodał po namyśle - tu na pewno stał się cud - prawie krzyknął - ale ja tego nigdy nie zrozumiem ... chyba nigdy. Nie umiem się modlić - niespokojnie ciągnął lekarz, przyglądając się grubym belkom sosnowego stropu, jakby tam miały być słowa, których szukał.
- Kiedyś próbowałem, ale od razu zacząłem zastanawiać się nad sensem wymawianych słów, po czym zazwyczaj zasypiałem - lekko zachichotał.
- To nie dla mnie - zamilkł i spojrzał na bawiące się dzieci, uśmiechnął się do nich, czym je nieco spłoszył, spojrzał na Lorenza ponownie. - Ale ty Lorenzu umiesz się modlić, umiesz na pewno i pewnie nigdy nie dowiem się dlaczego ty umiesz, a nie ja.
- Nigdy też pan nie będzie młynarzem, ani kowalem, nie będzie też pan ptakiem, ani drzewem. Nie po to się pan urodził. Pan jest po to, by stwarzać lekarstwa. Może Bóg nie chce, by wszyscy się modlili, może przysłał mnie do pana bym przestał gardzić zarozumiałymi mędrkami wyjaśniał Lorenz z lekkim uśmiechem.
- Kto wie - zamyślił się Virchow, spojrzał na swój pusty już kubek.
- Czy możesz nalać mi jeszcze nieco tego naparu? Zdaje się, że dobrze służy rozmowie.
Młynarz podszedł do pieca i przyrządził nową porcję płynu, po czym podał ją lekarzowi.
- Naprawdę smaczne, chyba Lorenzu w tym zagustuję - powiedział wyraźnie zadowolony Virchow
- Ty Lorencu może jesteś po to na mojej drodze, bym przestał czuć gniew do takich jak ty - wrócił do porzuconej myśli lekarz, uśmiechając się do Lorenza.
- Masz rację. Nie zobaczysz mnie klęczącego w kościele, ale dziś wiem, kiedy będziesz mnie widział przechodzącego obok niego dostrzeżesz, że odchylam lekko daszek mego kapelusza - Virchow wstał i przypomniał sobie twarz księdza Morcinka. Zbierał się do wyjścia.
- A co słychać Lorenzu u księdza?
Młynarz smutno pokiwał głową - Tego też nie przewidzieliśmy - odparł - umarł kilka dni temu, pochowano go przy drzwiach kościoła
- Szkoda - odrzekł Virchow - to były zdaje się dobre ręce do walki z zarazą, teraz jest nas mniej.
- Szkoda - powtórzył jak echo Lorenz - ale zostały moje dzieci, zaraza nie może uważać się za zwycięzcę. Przyjdzie ich czas i wyrównają rachunki za tych, którzy nie mogą tego zrobić.
Obydwaj odwrócili głowy w stronę pieca. Dzieci nadal bawiły się w najlepsze. Virchow spojrzał przez okno na uwięzione mrozem lasy. Trudno było mu się zmusić do wyjścia z ciepłej izby.
- Żegnaj Lorenzu, może się jeszcze kiedyś zobaczymy.
Lorenz sięgnął do kieszeni kamizelki wyciągając z niej drobiazg, który wręczył lekarzowi.
- To jest krzyżyk mojego syna, którego uratowałeś, niech ci w ciężkich chwilach przypomina moją wdzięczność - Virchow zabrał go z lekkim zaskoczeniem i schował, po czym kiwnął głową na pożegnanie i nazbyt energicznie ruszył do wyjścia, tak, że z jego torby podróżnej wypadł ulubiony, stary traktat o ziołolecznictwie, który zafascynował go w dzieciństwie, kiedy uczył się w koszalińskim gimnazjum. Lorenz podniósł otwartą książkę i spojrzał na ryciny, potem na opisy. Z uśmiechem zakłopotania spojrzał na Virchowa i zaczął przerzucać strony, które wzbudziły w nim zainteresowanie.

- Czy z pomocą tej książki można robić mikstury takie jak twoja panie? - zapytał Lorenz
- Tak skomplikowanych nie, ale prostsze owszem - odparł lekarz. Lorenz znowu zanurzył się w lekturze.
- Czy w twoim domu znalazłoby się miejsce na tę książkę zapytał Virchow
- O tak, myślę, że tak - odparł z roztargnieniem Lorenz
- Wobec tego zachowaj ją dla siebie - powiedział Virchow -
- Żegnaj - Lorenz skinął głową na pożegnanie i odprowadził gościa życzliwym uśmiechem, po czym usiadł i ponownie zaczął czytać.

ŻYCIORYS RUDOLFA VIRCHOWA [1821 - 1902]

Rudolf Virchow jest postacią ważną dla Rybnika, Żor i okolic. We wspomnianych miastach powstały dwa jego listy adresowane do ojca a obrazujące sytuację na Górnym Śląsku podczas zarazy tyfusu w roku 1848. Również na tym terenie powstał raport R.Virchowa o tyfusie, którego treść wywarła ogromny wpływ na nowoczesną, XIX-wieczną naukę. Wbrew różnorakim, obiegowym opiniom R.Virchow był życzliwie nastawiony do Ślązaków, głęboko im współczuł i wiele dla nich uczynił.
R.Virchow urodził się 13 października 1821 roku w Świdninie [Schiewelbein], na południe od Koszalina, w skromnej rodzinie kupiecko- chłopskiej. Jego wyjątkowe uzdolnienia pozwoliły mu ukończyć studia medyczne w Berlinie, w Królewskim Instytucie Medyczno-Chirurgicznym im. Fryderyka Wilhelma, który to instytut finansował studia ubogim studentom. W 1847 uzyskał doktorat i habilitację. W lutym 1848 roku, RVirchow ku swojemu zadowoleniu, wyjechał na Górny Śląsk, by obserwować zarazę tyfusu. Cieszył się, ponieważ tego typu obserwacje były mu potrzebne do pracy naukowej. W liście do swojego ojca pisał: "Moje życzenie, o którym nadmieniłem w poprzednim liście, szybko się spełniło. Pisałem ci, że chciałbym zobaczyć epidemię na Górnym Śląsku i teraz otrzymałem ogromnie zaszczytne zadanie w tej sprawie od Cultus - Ministra". Pod koniec życia R.Virchow stwierdził, że raport o tyfusie górnośląskim, był najważniejszym, bo przełomowym, wydarzeniem w jego karierze naukowej. Dzięki poczynionym wtedy obserwacjom dokonał wiekopomnych odkryć czyniących go jednym z największych naukowców XIX - wiecznej Europy. R.Virchow znany jest dzisiaj jako twórca patologii komórkowej, teorii określającej początek choroby na poziomie komórek. Wiedza ta jest podstawą współczesnej patologii a zwłaszcza histopatologii. Przed teorią R.Virchowa w Europie dominowała antyczna jeszcze koncepcja o humorach odpowiedzialnych za choroby. Tak więc, to co uznajemy dzisiaj za oczywiste jest zasługą lekarza badającego zarazę tyfusu na Górnym Śląsku.
Obserwacje jakie poczynił wtedy młody lekarz były jednak źródłem nie tylko tak cenionej przez niego wiedzy, ale także przyczyną głębokiego wstrząsu. Takiego cierpienia i nędzy młody R.Virchow nie widział nigdy przedtem ani potem .. Pisał do ojca w liście z Rybnika z dnia 24 lutego 1848: "Dziś odbyliśmy już wycieczkę do Radlina i Wodzisławia, jutro udamy się do Żor, zaś pojutrze na wieś, w niedzielę prawdopodobnie do Pszczyny. Nędza nie ma granic i widać tu całkiem wyraźnie czym może być masa ujarzmiona przez katolicką hierarchię i pruską biurokrację. To otępienie, to zwierzęce niewolnictwo jest niesamowite.[ .. .] Miasta wyglądają znośnie ale wsie, które ciągną się całymi milami w dolinach, przedstawiają się bardzo źle. Domy są przeważnie zbudowane z belek, nałożonych na siebie warstwami - budynki z bierwion: izby zupełnie małe, bydło przy ludziach, okna małe i nie dają się otwierać, większą część izby zajmują piec i łóżka. I ludzie - straszliwe, wynędzniałe postacie, chodzące boso po śniegu, nogi przeważnie opuchnięte, twarz blada, posępny wzrok. A przy tym pełni uniżoności, jednym tchem całują rękę, koniec surduta, kolano. Dość to jest potworne. Jest rzeczą prawie pewną, że głód i tyfus nie wynikają jedno z drugiego, ale tyfus tyfus rozprzestrzenił się tak bardzo na skutek głodu.[..] ów prosty lud jest przyzwyczajony jeść tylko ziemniaki, nie ma pojęcia o przygotowaniu potraw z mąki. "
RVirchow jak widać obciążał zarazą i nędzą kler, jak również rząd pruski. Wyraził to z bezwzględną szczerością w swoim raporcie, który zapewne zwichnąłby jego karierę, gdyby nie wybuch Wiosny Ludów, w której brał udział w Berlinie, wznosząc między innymi barykady. Po rewolucji jego kariera potoczyła się błyskawicznie i nieustannie, aż do późnej starości. Działaniami tego człowieka można by obdzielić kilka biografii. Poza ogromem książek, które napisał, był doskonałym wykładowcą i organizatorem. Jego odkrycia przysporzyły mu wrogów, co uniemożliwiało mu publikację prac, wobec czego założył własną gazetę medyczną, którą prowadził przez 50 lat i która była najważniejszym pismem medycznym w Niemczech. Oprócz tego był profesorem nowoutworzonej w Wirtzburgu katedry patologii, która wydała rzesze uznanych i nowoczesnych lekarzy. W drugiej połowie XIX wieku R.Virchow nadzorował budowę dwóch berlińskich szpitali, jak również zmodernizował kanalizację w niemieckiej stolicy. Był członkiem wielu akademii, m.in. Akademii Umiejętności w Krakowie. W 1879 towarzyszył H.Schliemanowi w pracach wykopaliskowych w Hissarlik w Turcji, które zaowocowały odkryciem Troi. To dzięki jego namowom legendarny archeolog przekazał większość swoich wykopalisk muzeom berlińskim. R.Virchow prowadził także prace wykopaliskowe w Egipcie i na Kaukazie. Znane jest też jego zaangażowanie w politykę, był między innymi członkiem władz Berlina oraz założycielem antybismarckowskiej tzw Partii Postępu. Najprawdopodobniej on użył jako pierwszy terminu "kulturkampf' na określenie nieakceptowanej przez niego działalności O.Bismarcka. RVirchowa zalicza się do agnostyków, zaciekle walczył z różnorakimi przesądami, jak również był antyklerykałem. Zdawał sobie jednak sprawę z ograniczeń nauki. Twierdził; "Przekonania religijne nie mają miejsca w nauce, ale mogą się pojawiać tam gdzie nauka się kończy. "
Przez całe życie był człowiekiem głęboko zaangażowanym w sprawy ludzi biednych, uważał, że najlepszym sposobem poprawy ich zdrowia jest poprawa ich warunków bytowych. W tym zamierzeniu ogromną rolę przypisywał lekarzom. Zmarł w Berlinie w 1902 roku otoczony powszechnym szacunkiem. Niestety jego praca o tyfusie na Górnym Śląsku ciągle jeszcze nie została przetłumaczona i wydana. Niemcy wydali jej reprint w 1968 roku. Słowem sporo jeszcze pracy przed polskimi tłumaczami i historykami w odniesieniu do tej, na pewno nietuzinkowej i związanej ściśle z naszym regionem postaci.

Jan Krajczok

do spisu treści
 


 

Upragniony puchar dla świetlicy

24 maja 2005r. młodzież uczęszczająca do Świetlicy Profilaktyczno Integracyjnej w Czernicy udała się do Gaszowic na turniej piłkarzyków. Rozgrywki te odbywają się dwa razy do roku pomiędzy świetlicami Gaszowic, Szczerbic, Piec i Czernicy. Nasza młodzież zawsze bardzo się stara, ale nigdy jeszcze nie wygrała turnieju. Tym razem udało się! Sebastian Wardenga i Tomek Styrnol po zaciętej walce w finale z drużyną z Piec wywalczyli upragniony puchar! Wszyscy bardzo cieszyli się ze zwycięstwa. Rozegrano także I turniej mini hokeja. Tu też nasza reprezentacja w składzie: M. Morgała, S. Wardenga, A. Marek i T. Styrnol dzielnie walczyła i dostała się do finału. Tym razem świetlica z Piec okazała się lepsza, a Czernica zajęła II miejsce, co i tak jest ogromnym sukcesem naszych
chłopców. Grupa z Czernicy
8 czerwca 2005r.w świetlicy dzieci miały okazję bawić się na zorganizowanym po raz pierwszy "Dniu Radości". Odbyły się konkursy i zabawy, a dzięki ZPC "Mieszko" w Raciborzu i Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich dzieci, mogły otrzymać słodkie upominki.
Mieliśmy też możliwość wyjazdu do Ośrodka Sportowego "Bushido" w Rybniku, gdzie młodzież skorzystała z sali gimnastycznej i siłowni.

W imieniu własnym i dzieci serdecznie dziękuję wszystkim, którzy w tym roku szkolnym pomagali naszej świetlicy, a byli to: Artur Skupiński, Iwona Witek, Iwona Kwiatoń, Bożena Papierok, Barbara i Daniel Budka, Joanna Kolarczyk, Daria Szłapa, Państwo Gunia, Małgorzata Nadarzy, Piotr Bugdoł, Michał Weczerek, Henryk Polok, Zenobia Mrozek. Podziękowania kieruję również do Stowarzyszenia Rodzin Kat6lickich. Mam nadzieję, że w przyszłym roku szkolnym również znajdą się osoby chętne do współpracy ze świetlicą.

Zapraszam dzieci i młodzież do świetlicy również podczas wakacji.

Grupa z Czernicy

 

I miejsce w turnieju piłkarzyków

 

Dzień Radości

Małgorzata Wita

do spisu treści
 


 

Podręczniki do nauczania religii

Decyzją ks. Arcybiskupa Damiana Zimonia w archidiecezji katowickiej obowiązuje program nauczania religii zatwierdzony przez Komisję Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski. Wiodącymi podręcznikami katechetycznymi w naszej diecezji są opracowania wydane przez Wydawnictwo WAM w Krakowie. Również w szkole w Czernicy uczniowie korzystają z tych podręczników na każdym etapie nauczania. Dlatego zwracam się z prośbą do rodziców dzieci klas II- VI, aby odkupili "używane" podręczniki we własnym zakresie. Uczniowie oprócz podręcznika będą korzystać z ćwiczeń, które będą sprowadzone na początku roku szkolnego w cenie 7 złotych. Natomiast rodzice uczniów klas I będą mogli zakupić u katechetki na początku roku szkolnego komplet: podręcznik i ćwiczenia do religii.

Podaję tytuły podręczników:

Klasa I
Klasa II
Klasa III
Klasa IV
Klasa V
Klasa VI
- "W domu i rodzinie Jezusa"
- "Bliscy sercu Jezusa"
- "Jezusowa wspólnota serc"
- "Zaproszeni przez Boga"
- "Obdarowani przez Boga"
- "Przemienieni przez Boga"

Katechetka Eugenia Boczek

do spisu treści
 

 

Tymi słowami wciąż kołataj

Kiedy ciężko żyć na ziemi,
Nikt na lepsze nie odmieni,
Żaden doktor nie pomoże
Starczy Miłosierdzie Boże.

I tak całkiem tego pewni
Podążamy do Łagiewnik,
Tak jak całe rzesze wiernych,
Bo tam Bóg jest Miłosierny.

Ile łask otrzymać możesz
Prosząc Miłosierdzie Boże,
Bo najświętsze to orędzie
Trzeba je ogłaszać wszędzie.

 
Gdy forsy nie masz na bilet,
To znajdziesz wolną choć chwilę
Tymi słowy wciąż kołataj
"Miej Miłosierdzie Boże dla nas i całego świata".

Wnet przekonasz się niezbicie,
Że się zmieni twoje życie,
Bo we wszystkim ci pomoże
Wielkie Miłosierdzie Boże.

Bo o każdej życia porze
Nosić krzyż ci pomoże,
A ty taką ufność miej
Z Bogiem krzyż nieść znacznie lżej.

Krystyna Mandrysz

do spisu treści
 


 

Wakacje z komputerem

Zaproszenie skierowane do wszystkich uczniów, którzy chcą w przyjemny sposób spędzie wakacyjne popołudnia!

Gminne Centrum Informacji

organizuje
pięciodniowe kursy komputerowe, począwszy już od 27 VI

Zajęcia będą odbywać się w godzinach od 15:30 do 17:30.
Zapisy przyjmowane są codziennie od 7:30 do 17:00
w Gminnym Centrum Informacji osobiście lub pod numerem telefonu 4306247.

Pierwszeństwo będą miały osoby, które nie mają w domu komputera.

Serdecznie zapraszamy!
Gminne Centrum Informacji

do spisu treści
 


 

Opisy do zdjęć na okładce:

1 - ołtarz u p. Łucji i Teodora Sopów
2 - ołtarz u p. Hildegardy i Zygmunta Jaskułów
3 - ołtarz u p. Urszuli i Jerzego Piontków
4 - ołtarz na boisku, obok p. Bluszcz

do spisu treści